Polska w cybernetycznej ekstraklasie? Sprawdzam. Gorzka prawda o cyberbezpieczeństwie Twojej firmy
Ekspert: Żaneta Kurcewicz – Board Member, chief of Marketing Excellence w Engave S.A.
Nie ma co ukrywać, że w biznesie lubimy dobre wiadomości. Zwłaszcza takie podane w formie zgrabnych tabelek i wykresów. Dlatego wiadomość, że od 2021 roku „Polska awansowała w cyberbezpieczeństwie z 30 na 17 miejsce”, to radość zarządów i świetny slajd w korporacyjnej prezentacji. Pozwala na chwilę odetchnąć i poczuć, że płyniemy w bezpieczniejszym kierunku.
Realia cyberzagrożeń
Problem jednak w tym, że nasze dobre samopoczucie nijak ma się do obecnych realiów cyberzagrożeń, a cyberprzestępcy nie czytają tych rankingów. A nawet jeśli, to traktują je raczej jako mapę potencjalnych celów, a nie listę miejsc, których należy unikać.
Rankingi cyberbezpieczeństwa mierzą głównie potencjał obronny, czyli liczbę specjalistów, jakość regulacji, poziom świadomości społecznej. To trochę jak ocenianie kondycji wojska na podstawie liczby żołnierzy i czołgów, bez sprawdzania, czy potrafią skutecznie walczyć. Tymczasem rzeczywistość cyberataków rządzi się własnymi prawami. Wzrost naszej pozycji w rankingu paradoksalnie może oznaczać, że stajemy się bardziej atrakcyjnym celem, bo lepiej rozwiniętą cyfrowo gospodarką z większą liczbą firm wartych ataku, ale wciąż bez doświadczenia krajów, które przez lata odpierały najgroźniejsze kampanie.
Zorganizowane działania grup ransomware
Przez lata opieraliśmy nasze bezpieczeństwo na fundamentalnym założeniu, że solidna kopia zapasowa jest naszą polisą na życie. To myślenie, choć logiczne, stało się naszą piętą achillesową. Napastnicy doskonale o tym wiedzą, dlatego najpierw neutralizują backupy, a dopiero potem biorą za zakładnika resztę firmowych danych. To ruch, który sprawia, że nasza polisa ubezpieczeniowa znika na chwilę przed pożarem. Skutkiem jest paraliż operacyjny, trwający w Europie średnio trzy tygodnie. To czas, który dla wielu firm oznacza koniec działalności.
Współczesne grupy ransomware działają jak korporacje. Mają działy HR, customer service dla ofiar, programy afiliacyjne i nawet SLA gwarantujące odszyfrowanie danych po zapłacie. Spędzają tygodnie lub miesiące w sieci swojego celu, ucząc się jego rytmu pracy, harmonogramów backupów, procedur odzyskiwania. To nie są już samotni hakerzy w kapturach, tylko przemysł wart miliardy dolarów, z podziałem pracy, specjalizacją i długoterminowym planowaniem. Atakują w piątkowe popołudnia, długie weekendy, okresy świąteczne – dokładnie wtedy, gdy nasze zespoły IT są najmniej liczebne, a czas reakcji najdłuższy.
Co w tej sytuacji może zrobić świadomy lider? Skoro fundamenty starej strategii obronnej pękają, na czym oprzeć nową?
U nas, w Engave, obserwujemy, że najdojrzalsze organizacje przechodzą na model architektury zerowego zaufania dla swoich krytycznych zasobów danych. Ewoluują od reaktywnego zarządzania backupami do proaktywnego budowania systemów odpornych na kompromitację.
Za naszą radą, wdrażają – lub rozważają wdrożenie – tego, co nazywamy Cyfrowym Bunkrem danych, czyli infrastrukturą opartą na dwóch fundamentalnych zasadach: całkowitej izolacji od sieci firmowej (air gap) – dane są fizycznie odcięte od jakiejkolwiek możliwości zewnętrznego dostępu, oraz niezmienności – informacje raz zapisane nie mogą być zmodyfikowane ani usunięte, nawet przez najwyżej uprawnionego administratora.
To przełomowa zmiana myślenia: zamiast zastanawiać się, jak powstrzymać atakującego, tworzymy środowisko, w którym atak jest technicznie niemożliwy. Nawet gdy cała infrastruktura firmy zostanie przejęta przez cyberprzestępców, te chronione zasoby pozostają nienaruszone i gotowe do natychmiastowego przywrócenia działalności operacyjnej.
Działania w kierunku cyberbezpieczeństwa
Ta zmiana mentalności to prawdziwa rewolucja. W Engave, wdrażając u klientów Cyfrowy Bunkier, mamy okazję obserwować to z bliska. Firmy przestają udawać, że są nie do zdobycia, bo w cyfrowym świecie nikt taki nie jest. Zamiast tego budują odporność, czyli zdolność do szybkiego powrotu do działania.
To jak różnica między bokserem przekonanym o swojej niepokonalności, a mistrzem, który trenuje sztukę powstawania z nokdaunu. Pierwszy – upada raz i już nie wstaje, zaskoczony, sparaliżowany szokiem. Drugi wie, że upadek to część walki, nie jej koniec. Ma wyćwiczone odruchy, sprawdzoną strategię i – co najważniejsze – mentalną gotowość na najgorszy scenariusz. Historia ringu zwykle pamięta tych drugich.
Patrząc na te zmiany, cieszy mnie fakt, że dyskusja o bezpieczeństwie przeniosła się z nerwowego pytania „co zrobimy, jeśli nas zaatakują?” na spokojne stwierdzenie „gdy nas zaatakują, mamy sprawdzony i przetestowany plan powrotu do działania w ciągu kilku godzin”. W biznesie to najmocniejszy sygnał wysyłany do klientów i partnerów, który jasno komunikuje o firmie, że jest nie tylko innowacyjna, ale przede wszystkim niezawodna.
Na koniec dodam, że obserwując setki przypadków firm dotkniętych cyberatakiem, nauczyłam się jednej brutalnej prawdy: w cyberbezpieczeństwie nie ma drogich rozwiązań. Są tylko optymalne rozwiązania wdrożone zawczasu i astronomicznie drogie lekcje dla tych, którzy czekali na „lepszy moment”.
Przeczytaj także: Ślad węglowy produktu – wyzwanie, które może stać się przewagą konkurencyjną
Last Updated on 12 listopada, 2025 by Katarzyna Zawadzka