Erbud ekologię wpisał boldem do swojej strategii i nie planuję jej wykreślać. Dariusz Grzeszczak, Prezes Zarządu spółki Erbud

Erbud ekologię wpisał boldem do swojej strategii i nie planuję jej wykreślać. Dariusz Grzeszczak, Prezes Zarządu spółki Erbud

Na pomoc Ukraińcom właśnie przekazał 1,5 mln zł; szykuje się na kolejne przejęcia firm w Niemczech. Zamknął właśnie rekordowy rok w 31-letniej historii swojej firmy, której nie wolno mu nazywać „rodzinną”, choć uważa, że właśnie taka jest. Dariusz Grzeszczak, prezes ERBUD-u został „Osobowością Roku” w tegorocznej edycji „Diamentów Infrastruktury i Budownictwa”.

Na stronie Erbudu nazywacie się sami „największą niezależną polską grupą budowlaną”. Nie kusiło Pana, żeby sprzedać firmę jakiemuś międzynarodowemu koncernowi?

Kusić kusiło, albo raczej mnie kusili. Trochę moich kolegów, którzy pobudowali mniejsze i większe firmy z różnych sektorów uległo tej pokusie i pewnie sobie chwalą. Ja sobie chwalę, że mogę dziś mówić o Erbudzie, który zakładałem przed laty z moim tatą, że jesteśmy największą niezależną polską firmą. Pamiętam, kiedy wskoczyliśmy do pierwszej dziesiątki, potem do pierwszej piątki, teraz zbliżamy się do top 3. Ale nie mam schłodzonej butelki szampana na tę okazję, od lat bardziej interesuje mnie organiczny, spokojny, stopniowy rozwój.

I ten niby spokojny stopniowy rozwój to potrojenie zysków w rok?

Ktoś tu się chyba przygotował do wywiadu (śmiech). Duży wpływ na te nasze ostatnie wyniki ma spółka ONDE, ale ta historia wcale nie jest taka prosta. Ale by to zrozumieć, trzeba cofnąć się w czasie o ponad dziesięć lat. Młodziutki wówczas menedżer Jacek Leczkowski, który dziś jest nadal młodziutki, ale jest wiceprezesem całej grupy, sprzedał nam swoją lokalną firemkę budującą drogi i chodniki. Pozostał na jej czele i chwilę później z przerażeniem patrzył na wojnę cenową. To był trudny rynek – świat liczył łotrów wylatujących z okien Lemans Brothers, mieszkaniówka siadła, a cała poturbowana branża pchała się do szalupy ratunkowej, czyli kontraktów drogowych rozpisywanych przed Euro 2012. Niestety ta szalupa okazała się przeciążona, część gigantów wypadło za burtę. My w tym czasie zacisnęliśmy pasa i szukaliśmy alternatywy.  

Planem B było budownictwo odnawialnych źródeł energii?

Zawsze warto mieć plan B. Być optymistą przygotowanym na najgorsze. W OZE nie wszyscy wtedy wierzyli. Były taką „toyotą Prius” w świecie kopcących diesli, część ekspertów uważała nas za wariatów. Po zmianie władzy w Polsce, Jacek Leczkowski, nadal młodziutki, znów patrzył z przerażeniem, co to teraz będzie, gdy tu z dnia na dzień wstrzymano przetargi na farmy wiatrowe. ONDE (a właściwie PBDI – taką wówczas staroświecką nazwę miała ta firma) zagrzewało sobie miejsce w tym peletonie, a tu kolejny cios. Sytuacja się zmieniła, w te kilka lat zrobili wielki skok zgarniając kontrakt za kontraktem. ONDE znaczy „fale”, więc że tak powiem – firma płynęła na fali i wiatr jej sprzyjał. I niech sprzyja nadal ku chwale przyszłości naszych dzieci.

Kubatura w tym czasie dołowała?

Ani trochę. Kubatura to jest głęboki worek możliwości. Kiedyś budowaliśmy hotel za hotelem – chociażby Radissona w Świnoujściu czy Hiltona w Gdańsku, galerię handlową za galerią – to my oddaliśmy na rok przed pandemią Galerię Młociny, największy tego typu obiekt w stolicy. Dziś się zmieniło, w portfelu mamy może mniej chociażby biurowców, za to pełno hal magazynowych czy centrów logistycznych – w zeszłym roku podpisaliśmy kolejny kontrakt dla Lidla, w samą wigilię Bożego Narodzenia, za 300 milionów złotych.

Prezent od Mikołaja?

No właśnie chyba nie prezent, bo prezenty dostaje się za darmo, a na to zapracował cały zespół. Żeby zgarnąć z rynku taki kontrakt, naprawdę trzeba mieć „dowiezionych” już kilkaset za sobą, zaufanie klienta, dostawców, zmobilizowanych i szczęśliwych pracowników, którzy nie rotują jak zwariowani. To zapewnia ciągłość prac, buduje historię firmy. Ostatnio żegnaliśmy Panią Mariolę, która po 31 latach w Erbudzie poszła na emeryturę! Mądre głowy zabroniły mi mówić, że jesteśmy firmą rodzinną, ale jak kilkudziesięciu poważnych dyrektorów i prezesów spółek płakało na jej pożegnaniu, to stwierdziłem, że chyba jednak trochę rodzinni zostaliśmy. Nie chcę rozwijać tego wątku, ale wzruszyła i wzrusza mnie ta nieprawdopodobna solidarność naszych ludzi z ukraińskimi kolegami z budów i pełne zrozumienie dla naszej akcji pomocowej.

Czemu nie może Pan mówić, że jesteście rodzinni?

A zna Pan rodzinę, która ma 3000 osób? Współczuję komuś, kto na tyle osób ma zorganizować wesele!

Wspominał Pan, że przygotowałem się do wywiadu. Wyczytałem, że w zeszłym roku było 500 osób w załodze mniej. To spory wzrost.

To w dużej mierze zasługa naszej kolejnej akwizycji – kupiliśmy spółkę serwisową IKR od niemieckiego giganta, firmy Bilfinger. Wyspecjalizowana w petrochemii, z własną szkołą spawaczy, świetnie uzupełnia nasze portfolio w usługach dla przemysłu. Poza tym ONDE zatrudnia na potęgę, mieliśmy wielu stażystów, z których najlepsi dostali od nas propozycję zatrudnienia. A kolejne duże rekrutacje przed nami – za chwilę do naszego nowego start-upu MOD21 dołączy jakieś 200 osób.

Czym będą się zajmować?

Startujemy z budownictwem modułowym z drewna, wypatrujemy zamówionej w zeszłym roku linii produkcyjnej, mamy zrekrutowanych wymiataczy z rynku niemieckiego i odważny biznes plan. Pierwsze moduły będą gotowe jeszcze w tym roku. To w Niemczech bardzo perspektywiczny rynek, wszystkie liczby rosną, bo Niemiec jeśli wybuduje ekologiczniej, to zapłaci też mniejszy podatek. Jak kogoś nie przekonuje przyszłość planety, to na pewno przekona go kasa zostająca w portfelu. DHWR – czyli niemiecka rada przemysłu drzewnego prognozuje, że w 2050 r. połowę niemieckiego rynku budowlanego będzie stanowić właśnie prefabrykacja z drewna. MOD21 ma wszystkie przymioty, by być silnym graczem w tym segmencie. A mówiąc prywatnie, już jako Dariusz, a nie prezes firmy: zeroemisyjność, zrównoważony rozwój, idea postwzrostu, filozofia cradle-to-cradle, to są tematy, którym prywatnie bardzo kibicuje. Lata pan samolotami?

Trudno do Tajlandii dojechać pociągiem.

Szwedzi mają swoje słówko „flygkam”, czyli „wstyd przed lataniem”, bo przecież latanie zostawia ślad węglowy. Nie ma i nie będzie pewnie słówka na „wstyd przed betonem”, choć jest znacznie „brudniejszy” niż branża lotnicza, ale na pewno budownictwo z drewna będzie rosnącym w siłę trendem w całej Europie. Dziś mamy wojnę, temat rekarbonizacji Niemiec, przetasowanie na rynku energetyki i niepewność. Ale myślę, że tak czy owak z drogi zielonej transformacji nikt nie planuje rezygnować w dłuższej perspektywie. Erbud ekologię wpisał boldem do swojej strategii i nie planuję jej wykreślać.

Jaki macie cel?

W zeszłym roku dostaliśmy certyfikat EMAS jako pierwsza wielka spółka budowlana w Polsce. Zgłosiliśmy się do nich po to, by nikt nie zarzucił nam „green washingu”. Na liście liderów zielonej zmiany magazynu „Forbes”, którą opracował prestiżowy niemiecki instytut Statista, zajęliśmy pierwsze miejsce. Nie, nie pierwsze z branży budowlanej, ale pierwsze w Polsce z wszystkich 500 firm z wszystkich branży. Tak, to Erbud najbardziej zredukował swoje liczby w zeszłym roku. Oddaliśmy do użytku pierwsze w Polsce kotły elektrodowe o niespotykanej dotychczas w Polsce mocy, w centrum Torunia stanął ufundowany przez Onde oczyszczacz powietrza. Cel na następne lata: utrzymać to zjawiskowe tempo zielonej transformacji naszej firmy.

Z których inwestycji realizowanych przez Erbud jest Pan najbardziej dumny?

Dziękuję za to pytanie, proszę wygodnie usiąść i przygotować zapasowe baterie w dyktafonie (śmiech). Pierwsza zeroemisyjna spalania śmieci w Polsce, którą wybudowaliśmy w Koninie – to mój faworyt. Lubię Halę Koszyki w centrum Warszawy – w zeszłym roku nawet wybudowaliśmy ją raz jeszcze, tym razem jako planszę do gry w Counter-Strike’a, na której rozegraliśmy turniej esportowy. Lubię tunel ICE łączący Kolonię z Bonn – zawsze jak jadę tamtędy pociągiem to czuję jakieś takie patriotyczne wzruszenie, że taka o firemka z Torunia machnęła Niemcom taką konstrukcję. Jestem dumny niezmiennie z wszystkich naszych szpitali, z Południowym w Warszawie na czele – oddany przed terminem, pomógł mieszkańcom w szczycie pandemii. Ile ma Pan przeznaczonych stron na ten wywiad? Bo ja mogę te moje ulubione erbudowe budowy długo wymieniać.

To inaczej: co by Pan chciał wybudować? Drapacz chmur w centrum Warszawy?

To by chciał dział marketingu, żeby mieć ładne zdjęcia. Mi się marzy dom treningowy dla wychowanków naszej Fundacji ERBUD Wspólne Wyzwania. Zajmujemy się usamodzielnianiem młodzieży z domów dziecka przed wejściem w dorosłość. Państwo niby powinno im dawać mieszkania socjalne, ale kolejka jest tak długa, a mieszkań tak mało, że nie ma co na nie liczyć. Mieszkanie treningowe, najlepiej wybudowane z obiektów modułowych, najlepiej w moim rodzinnym Toruniu, z którego pochodzi Erbud, to by była na pewno bardzo jedna z moich ulubionych realizacji.

Jakie perspektywy Pan widzi dla branży budowlanej w najbliższych latach?

Zdywersyfikowanie biznesu pomaga spać mi i moim pracownikom spokojnie. Wspominałem już, że jestem optymistą, ale zawsze przygotowanym na najgorsze?


Dariusz Grzeszczak – w 1990 r. wraz z ojcem Erykiem Grzeszczakiem założył w Toruniu spółkę Erbud, w której obecnie jest prezesem zarządu. Erbud jest największą niezależną polską firmą budowlaną, od 2007 r. notowaną na GPW. Zatrudnia prawie 3000 osób w Polsce i w Niemczech, zeszłoroczny portfel zleceń Grupy przekracza 3 miliardy złotych. Dariusz Grzeszczak w przeszłości pełnił funkcję wiceprezydenta VdPD, czyli Związku Polskich Firm Usługowych w Niemczech, był członkiem Zarządu Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (AHK), jest członkiem PRB. Ukończył Politechnikę Gdańską na kierunku Budowa Maszyn.

Last Updated on 20 kwietnia, 2022 by Anastazja Lach

Udostępnij
KATEGORIA