
USA czy UE – kto wygrał negocjacje?
Prezydent USA po raz kolejny pokazał swoją sprawczość. Tym razem osiągnął korzystne dla swojego kraju (przynajmniej na pierwszy rzut oka) porozumienie handlowe z UE. Umowa między dwiema strefami, odpowiedzialnymi za ok. ⅓ światowego handlu, to także w teorii świetna informacja dla większości rynków finansowych. A to dopiero początek naładowanego impulsami tygodnia.
Umówieni?
Miesiące negocjacji, przeciągania liny, niejednokrotnie ostrych słów z obu stron. Unijni urzędnicy przez długi czas przekonywali, że będą w stanie zawrzeć ugodę o wręcz bezcłowej strefie handlu między transatlantyckim sojusznikami. Ostatecznie zwycięsko (jeżeli w rozgrywkach celnych można kogoś uznać za wygranego) z tej batalii wychodzi USA, które na papierze ugrało dobre warunki. Produkty importowane z UE mają być objęte 15% cłami (z wyłączeniem globalnej stawki 50% na stal i aluminium), z uwzględnieniem rynku motoryzacyjnego, który przez długi czas był zagrożony wyższymi opłatami. Zresztą KE też próbuje przedstawić umowę jako swój sukces, skoro prezydent Donald Trump planował wprowadzenie nawet 30% stawek na europejskie produkty. Jednak pozostałe aspekty umowy, czyli głównie zobowiązanie Unii do zakupu amerykańskich surowców i sprzętu wojskowego za setki miliardy dolarów (a także do europejskich inwestycji w USA) trudno interpretować inaczej, niż jako sukces amerykańskiej administracji. Właśnie, interpretacja. Na ten moment nie znamy wszystkich szczegółów porozumienia, ale – podobnie jak w przypadku umowy USA-Japonia – również układ USA-UE jest publicznie różnie opisywany przez obie strony. Za główne sprzeczne punkty można uznać podejście do produktów farmaceutycznych, czy do wspomnianych już surowców (aluminium i stal), a wreszcie do importu amerykańskich produktów (a możliwe, że nawet usług) na teren Unii. To raczej wątpliwe, aby te nieporozumienia wykoleiły zawarte porozumienie, ale mogą one wprowadzać resztki niepewności do rynkowej rozgrywki.
Rynek premiuje USD
Pierwsze rynkowe reakcje na umowę USA-UE wyglądały na poprawę sentymentu, związaną ze zmniejszeniem ryzyka na polu napięć handlowych między kluczowymi graczami. Jednak kolejne przedpołudniowe godziny handlu to już studzenie pozytywnych nastrojów na europejskich aktywach. Z jednej strony można to uznać za klasyczne zachowanie, w myśl rynkowego hasła: kupuj plotki, sprzedawaj fakty. Z drugiej strony nie należy wykluczać, że wraz z upływającymi godzinami inwestorzy starają się spojrzeć bardziej chłodnym okiem na zawarte porozumienie. A takie spojrzenie coraz bardziej premiuje w tej grze Amerykanów. Unia może i uniknie najgorszego dla siebie scenariusza, ale to i tak jej producenci znajdą się pod większą presją, a unijny wzrost gospodarczy może być zauważalnie wolniejszy. Po godz. 10 całkiem przyzwoite wzrosty utrzymują się jeszcze na większości parkietów giełdowych Starego Kontynentu, ale niepokojące oznaki stają się powoli zauważalne na indeksach rynków wschodzących, niestety ze szczególnym uwzględnieniem Warszawy (WIG20 -1%). Jednak najmocniej reaguje rynek walutowy, który w miarę postępu poniedziałkowej sesji coraz bardziej premiuje dolara. W ten sposób kurs EUR/USD po raz pierwszy od tygodnia spadł poniżej 1,17 $. Taki układ na głównej parze globu przekłada się na presję na waluty EM, a zwłaszcza na nasz region, co znacząco osłabia polskiego złotego. Kurs USD/PLN sięgnął prawie 3,65 zł, czyli figury widzianej ostatnio 10 dni temu. Natomiast kurs EUR/PLN zbliżył się do 4,26 zł.
Tydzień pełen impulsów
Poniedziałkowy kalendarz makro jest wręcz ekstremalnie pusty, co utrudnia rynkom szukanie impulsów poza umową USA-UE. Jednak kolejne dni mogą ich nam przynieść aż w nadmiarze. Lokalnie kluczowy będzie czwartkowy odczyt dynamiki cen z naszego kraju. Według oczekiwań analityków lipcowy CPI w ujęciu rocznym może spaść nawet poniżej 3% i utrzymywać się w celu inflacyjnym NBP (2,5% +/- 1%) przez kolejne miesiące. Taki układ byłby zgodny z przewidywaniami samego banku centralnego, który ostatnio w Sejmie mówił (ustami wiceprezes Marty Kightley) o spodziewanym utrzymywaniu się inflacji w celu w średnim terminie. Taki scenariusz będzie premiował dalsze, możliwe, że szybsze i głębsze obniżki stóp ze strony RPP (kolejne decyzyjne posiedzenie we wrześniu). Globalnie oczy inwestorów zwrócą się na Waszyngton, gdzie decyzję monetarną ogłosi tamtejszy FOMC. Konsensus zakłada utrzymanie kosztu kredytu na tym samym poziomie w związku z niepewnością, jak duży wpływ na amerykańską gospodarkę mogą mieć podwyższone cła. Dlatego jeszcze więcej wagi przykładać się będzie do słów szefa Fed Jerome’a Powella, na którego nieustanne naciski (w celu obniżek stóp) wywiera prezydent Trump i jego administracja. Na poprawę nastrojów mogą wpłynąć wyniki kwartalne amerykańskich gigantów giełdowych (Meta, Microsoft, Amazon i Apple), którzy rzadko zawodzą oczekiwania.
Dzisiaj w kalendarzu danych makroekonomicznych brak istotnych odczytów.
Autor: Adam Fuchs – analityk w InternetowyKantor.pl
Przeczytaj także: Jak zamknąć obieg? Stena Recycling z Diamentem Zrównoważonej Gospodarki i jasną wizją przyszłości
Last Updated on 28 lipca, 2025 by Anastazja Lach