Dlaczego drożeją ubezpieczenia dla zarządu?
Przez około 10 lat aż do 2019 roku ceny ubezpieczeń linii finansowych na światowych rynkach spadały do historycznych minimów. Jednakże w ciągu ostatnich 12 miesięcy rynek ubezpieczeń członków władz spółki D&O (Directors and Officers) znalazł się pod ogromną presją. Nastąpiła poważna zmiana apetytu większości głównych ubezpieczycieli na świecie. Efekt domina dużych strat w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Australii (wysoka szkodowość wynikająca z roszczeń kierowanych do menedżerów przez spółki z problemami finansowymi i rosnące koszty obrony tych osób) jest obecnie coraz bardziej widoczny na lokalnych rynkach, choć nie są to jeszcze skrajne przypadki.
Od sierpnia średni wzrost składek na rynku londyńskim dla klientów komercyjnych wyniósł ponad 100%. W USA wartości składek D&O wzrosły o ponad 100%, czy nawet 200% w przypadku podmiotów notowanych na giełdzie. Wielka Brytania i Niemcy również odnotowują 100% wzrosty. Nastąpił znaczny wzrost stawek na polisach nadwyżkowych, które tradycyjnie były tanie – i tak stawka 1 promila szybko zmieniła się w 3-5 promili, co daje wzrost o 300% do 500% na tych warstwach ochrony. Wzrosty dodatkowo pogłębia problem ograniczonych pojemności, w wyniku których obecnie wielu ubezpieczycieli zamyka swoje księgi dla nowych klientów na resztę roku. Należy przewidywać, że sytuacja ta będzie się tylko pogarszać w miarę upływu roku. Poniżej prezentujemy kilka przykładów, które potwierdzają ten pesymistyczny scenariusz.
AXA XL, która do tego roku była największym graczem na światowym rynku D&O, przestała przyjmować do portfela nowe ryzyka i nie chce odnawiać również istniejących umów. Ubezpieczyciel ten niedawno poinformował brokerów, że nie zamierza odnawiać nawet 80% jego aktualnego portfela do końca roku. Chociaż nie zostało to powiedziane wyraźnie, przyjmujemy, że ubezpieczyciel chce albo znacznie zmniejszyć swoją ekspozycję, albo co bardziej prawdopodobne, całkowicie opuścić ten rynek. Znacznie obniży to pojemności na rynku i prawdopodobnie doprowadzi do dalszych wzrostów stawek.
Liberty, które było drugim co do wielkości ubezpieczycielem na rynku D&O, zamknęło swoje księgi dla nowego biznesu w czerwcu. Dodatkowo mówi się, że ubezpieczyciel również chce opuścić ten rynek, gdy szef linii finansowych zrezygnował ze swojego stanowiska w maju, po zgłoszonym wzroście zawiązanych rezerw w liniach finansowych w wysokości 1 mld USD w pierwszym kwartale tego roku.
Widzieliśmy również redukcję linii przez głównych międzynarodowych graczy, takich jak Chubb, Allianz i AIG. Tam, gdzie w przeszłości wielu z tych ubezpieczycieli bez problemu kwotowało ryzyka z limitami do 25 mln euro, a nawet 50 mln euro, teraz w większości oferują najwyżej 10 mln euro, lub nawet 5 mln na polisach podstawowych (primary). To także w dużej mierze przyczynia się do zwiększania stawek. Podczas gdy ubezpieczyciel primary dotąd zapewniał pierwsze 25mln, a teraz znacznie mniej, to teraz ubezpieczyciel z pierwszej nadwyżki kwotuje ryzyko od poziomu 5-10mln euro i analogicznie spada punkt zaczepienia na kolejnych warstwach przekładając się na wyższe ryzyko i stawkę. Wraz z rezygnacją niektórych graczy i presją na pojemność, pozostali na rynku ubezpieczyciele są coraz mniej skłonni do negocjacji oferowanych warunków, zwłaszcza wobec nowych klientów.
Krótko mówiąc, sytuacja musi ulec znacznemu pogorszeniu, zanim się poprawi, a jeśli zobaczymy, że Liberty czy AXA XL oficjalnie wycofają się z rynku, będzie to dodatkowo tworzyć poważną presję na wzrost stawek. Ci dwaj gracze są zawsze postrzegani jako wyznaczający trendy na rynku ze względu na rozmiar ich portfeli.
Wyjaśnianie drożejącej usługi ubezpieczeniowej wyłącznie szkodowością w innych krajach byłoby jednak zbyt dużym uproszczeniem. Aby w pełni zrozumieć to zjawisko, należy cofnąć się do kryzysu finansowego z 2008 roku, po którym to nastąpił znaczny spadek stóp procentowych na kluczowych rynkach finansowych i walutowych (w USA, strefie Euro i Wielkiej Brytanii), co doprowadziło do ograniczonego lub zerowego zwrotu z zyskownych dotychczas obligacji rządowych. Doprowadziło to inwestorów do poszukiwania innego ujścia dla swojego kapitału, gdzie mogliby osiągnąć zysk poza rynkami kapitałowymi, udzielając pożyczek i inwestycji bezpośrednich. W tym czasie rynek ubezpieczeń osiągał stopy zwrotu z kapitału własnego (RoE) na poziomie około 15% i cieszył się względnie złotym okresem stabilnych stóp i niewielu katastrof naturalnych (które tak naprawdę decydują o sytuacji na rynku międzynarodowym). Inwestorzy dostrzegli to i byli gotowi zapewnić nadwyżkę kapitału ubezpieczycielom, aby umożliwić im przeprowadzanie większej liczby transakcji. Nadwyżka kapitału oraz niewielka ilość szkód przyczyniły się do ogromnej konkurencji, która w 2019 roku doprowadziła stawki w ubezpieczeniu D&O w niektórych przypadkach nawet do 0,5‰, podczas gdy jeszcze w 2010 roku średniorynkowa stawka wynosiła ok. 0,3‰.
Pogarszające się od 2019 roku wyniki szkodowe na które wpłynęła m.in. wymuszona konkurencją słaba selekcja ryzyka spowodowały, że stopy zwrotu z kapitału zaczęły spadać do jednocyfrowych wartości, a inwestorzy zaczęli szukać bezpieczniejszego miejsca dla swojego kapitału niż ubezpieczeniowe rynki financial lines. Takimi są np. rynki bardziej tradycyjnych ubezpieczeń (np. majątkowe), które łatwiej jest modelować.
Wraz z mniejszym kapitałem ubezpieczyciele nie mogą oferować dotychczasowych pojemności w D&O i tak naprawdę dyktuję cenę za pojemność, a nie za dane ryzyko i ilość klientów, którym mogą zapewnić ochronę spada, w związku z czym ceny rosną.
Aby zrozumieć, dlaczego pojemność ma znaczenie, musimy przyjrzeć się, w jaki sposób jest ona przydzielana w zakładzie ubezpieczeń na rynku londyńskim, który jest jednocześnie wyznacznikiem trendów i reasekuratorem dla pozostałych mniejszych rynków. Na początku roku ubezpieczyciel wykorzysta pewne narzędzia do alokowania w każdej linii ubezpieczeniowej maksymalnego dochodu. Zależy to od szeregu czynników, z których większość ma charakter wysoce teoretyczny.
Najpierw przyjrzy się dostępnemu kapitałowi od inwestorów i rezerw. Ma to przypisany koszt na podstawie linii ubezpieczenia i możliwych składek z tych linii. Koszt kapitału jest kluczową częścią tego procesu i ma fundamentalne znaczenie dla wyceny ubezpieczenia. Każda linia musi przeznaczyć część swojego dochodu do puli, która będzie używana jako gwarancja zabezpieczająca wszystkie polisy (rezerwy techniczno-ubezpieczeniowe). Jest to złożony proces, którym nie będziemy się tutaj zajmować, ale tworzy minimalną wycenę, aby była opłacalna (w rzeczywistości jest to opłata od przypisanej składki). Jeśli ceny spadną poniżej tej wartości w przypadku braku szkód, nie ma to większego znaczenia, ale w środowisku obfitującym w roszczenia ma to ogromne znaczenie.
Po przeanalizowaniu powyższego aktuariusze ubezpieczyciela dokonają alokacji w oparciu o poprzednie lata i prawdopodobieństwo osiągnięcia zysku w nadchodzącym roku. Rzadko kiedy argumenty poszczególnych zespołów mają tutaj jakiekolwiek znaczenie, zwłaszcza jeśli aktuariusze uważają, że poniosą stratę.
Po zakończeniu tego procesu każdy zespół będzie miał określony swój maksymalny dochód, ale tak samo też firma ubezpieczeniowa. Ponieważ muszą udowodnić regulatorowi i agencjom ratingowym, że są w stanie pokryć swoje straty, nie mogą zbytnio zmieniać tej ostatecznej kwoty. Firmy takie jak AIG czy Allianz mają tutaj większe pole manewru, ale wciąż jest ono ograniczone. Jeśli więc zespół D&O ma limit dochodu wynoszący tyle ile zarobił w zeszłym roku, to wzrosty będą oznaczały, że będą musieli selekcjonować ryzyko lub, co bardziej prawdopodobne, obniżyć swoją linię dla każdego ryzyka, które mają.
Główną przyczyną wzrostu cen ubezpieczenia D&O jest więc kwestia dochodowości tego produktu. Nie jest to wynik wyłącznie szkodowości, ale przede wszystkim zbyt niskich cen i coraz szerszego zakresu ochrony. Owszem, rynkiem wstrząsnęło kilka większych szkód, ale same nie zmieniłyby rynku. Ceny po prostu spadły do takiego poziomu, że znacząco wpłynęły one na postrzeganie dochodowości tej linii ubezpieczeniowej.
Analizując sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej, nie sądzimy, aby ta część rynku ubezpieczeniowego miała wymknąć się trendowi. Niemcy już odczuwają poważne problemy. Polski rynek zawsze z pewnym opóźnieniem reagował na trendy światowe, ale nie jesteśmy też na tyle silnym rynkiem, aby móc się oprzeć tym problemom. Widoczne jest bardziej konserwatywne podejście naszych underwriterów, którzy zadają coraz więcej pytań (w tym o to, jak pandemia COVID-19 wpływa na funkcjonowanie przedsiębiorstwa) czy też stosują coraz więcej wyłączeń zwłaszcza dotyczących bankructwa czy braku finansowania. Nowi klienci z branż szczególnie dotkniętych gospodarczym kryzysem (zwłaszcza spółki produkcyjne uzależnione od zagranicznych dostaw komponentów; producenci/dystrybutorzy odzieży; galerie handlowe; gastronomia; turystyka w tym biznes lotniczy czy hotelarstwo; organizatorzy imprez masowych) w ogóle nie mogą liczyć na ofertę ubezpieczenia D&O. Wzrost stawek jest już widoczny na dużych ryzykach wymagających zaangażowania reasekuracji fakultatywnej z obcych rynków. Rynek MŚP także odczuje zmiany, wraz z wejściem w życie nowych umów obligatoryjnych.
Nie powinniśmy zatem się dziwić, jeśli i na naszym rynku (który analizując dane statystyczne wydaje się być trzy kwartały z tyłu za rynkiem londyńskim) bezszkodowi klienci będą też odnotowywać 15-20% wzrosty stawek. Klienci ze zgłoszonymi roszczeniami powinni liczyć się ze zwyżkami rzędu minimum 50-100%. Trzeba też wziąć pod uwagę, że londyńscy underwriterzy obecnie przewidują szkodowość na poziomie 75% w roku obrotowym, a to oznacza, że ceny są na poziomie 30% właściwej składki. To z kolei nam podpowiada, że jeszcze przed dłuższy czas będziemy uczestnikami twardego rynku ubezpieczeń D&O.
Autor:
Piotr Rudzki, Lider Praktyki Financial Lines/Financial Institutions, Broker ubezpieczeniowy i reasekuracyjny, GrECo Polska Sp. z o.o.
Last Updated on 22 grudnia, 2020 by Karolina Ampulska