
Ubezpieczenie przerwy w działalności – jak powinno wyglądać i dlaczego warto je zawrzeć?Rozmowa z Bartoszem Osiadło, Doradcą Zarządu Broker Consulting Partners Polska
Proszę opowiedzieć nam nieco o sobie i o tym, czym zajmuje się Pan w ramach branży ubezpieczeniowej.
Jestem ekspertem merytorycznym dla brokera ubezpieczeniowego i reasekuracyjnego. W branży pracuję od 16 lat, specjalizuję się w ubezpieczeniach korporacyjnych przedsiębiorstw handlowych i produkcyjnych.
Na przedsiębiorstwa produkcyjne czyha wiele zagrożeń, chociażby nagłe zatrzymanie linii produkcyjnej wskutek awarii czy wypadku. Co to oznacza dla firmy i jakie mogą być skutki przestoju?
Podstawowym działaniem w tym przypadku, które podejmuje niemal każdy przedsiębiorca, jest likwidacja szkody, np. naprawa uszkodzonej maszyny, czy to wskutek awarii technicznej, czy wadliwej obsługi lub pożaru. Tematem, którego nie wolno pominąć jest wtedy przestój spowodowany taką awarią, który będzie niósł ze sobą poważne konsekwencje.
Przestój skutkuje tym, że uszkodzona maszyna, jeżeli stanowi element procesu produkcyjnego, zrywa cały łańcuch produkcyjny. Produkt czy komponent, który jest na tej maszynie produkowany, często pod jakieś konkretne zamówienie, nie zostaje wyprodukowany i firma z tego tytułu ponosi stratę w postaci niewygenerowanej marży. W tym samym czasie przedsiębiorstwo może tracić też na tym, że bieżąca produkcja prowadzona jest w ramach kredytu obrotowego czy kredytu kupieckiego, co powoduje dodatkowe koszty związane z obsługą tego zadłużenia.
A co jeśli nie prowadzimy produkcji dla siebie, ale na zamówienie zewnętrznego podmiotu?
Kolejny aspekt związany jest właśnie z przerwaniem łańcucha dostaw. Jeśli właściciel maszyny jest elementem jakiegoś zewnętrznego łańcucha i zobowiązany jest przez inny podmiot do dostarczenia jakiegoś towaru w określonej ilości i czasie, istnieje bardzo duże ryzyko, że ten producent wypadnie z danego łańcucha dostaw. Może się okazać, że po naprawie maszyny i wznowieniu produkcji nie będzie już dla kogo wytwarzać towaru, bo nasze miejsce w łańcuchu zajął ktoś inny.
Z tego względu producenci często decydują się na podpisywanie umów kooperacyjnych, w ramach których mogą oddelegować część produkcji po to, żeby w razie przestoju ktoś wyprodukował wymagany przez kontrahenta towar lub komponent za nich. W tym wypadku oczywiście tracą marżę na tym, że dany produkt muszą wyprodukować drożej. Czasami nawet ze stratą, czyli powyżej własnych kosztów produkcji, wyłącznie po to, żeby utrzymać się w łańcuchu dostaw.
Warto wspomnieć o tym, że długość przestoju z tytułu np. pożaru hali czy zniszczenia maszyny jest zazwyczaj niezależna od woli przedsiębiorcy. Niemal każdy stara się odbudować obiekt czy zastąpić maszynę jak najszybciej, nie spierając się nawet z ubezpieczycielem o kosztorys. Jednak moment wznowienia produkcji może zostać opóźniony przez wiele czynników. Może to być brak odpowiednich komponentów na rynku czy skomplikowana logistyka – gdy części muszą być transportowane np. z Azji.
Mówi Pan o bezpośrednich kosztach finansowych przestoju. A co z trudniej mierzalnymi szkodami, takimi jak utrata reputacji czy zaufania kontrahentów?
Wymienione wcześniej zagrożenia rzeczywiście bezpośrednio wpływają na proces biznesowy, natomiast na pewno taki przestój wpływa również na zaufanie do producenta i sposób, w jaki postrzegają go kontrahenci. Negatywne oddziaływanie marketingowe może trwać nawet wtedy, kiedy linia wznowi już produkcję.
Za przykład może tu posłużyć fabryka poligraficzna, której swego czasu doradzałem, a która produkowała instrukcje obsługi do branży automotive i była częścią dużego łańcucha dostaw, realizując zamówienie zewnętrznego kontrahenta.
Gdy taka linia produkcyjna zostanie zatrzymana, to fabryka musi mieć jednego bądź dwóch kooperantów, którzy na wezwanie gotowi są wznowić za niego produkcję. W tym momencie firma dużo mniej martwi się utratą marży na tym zamówieniu niż tym, żeby to zamówienie w ogóle zrealizować. Ubezpieczenie przerwy w działalności jest po to, żeby zabezpieczyć dla klienta możliwość odzyskania tej brakującej marży.
No właśnie, jedna strona medalu to przygotowanie się do takich sytuacji, choćby poprzez wspomniane umowy kooperacyjne, a druga to ubezpieczenie się na wypadek przestoju. Co takie ubezpieczenie obejmuje? Na co producent może liczyć?
Podstawą wyliczenia dobrze skonstruowanego ubezpieczenia przerwy w działalności, które na polskim rynku niefortunnie nazywa się ubezpieczeniem „utraty zysku” jest de facto suma wszystkich kosztów stałych, jakie dany producent ponosi. Dlaczego uważam, ze nazwa jest nietrafiona? Ubezpieczenie „utraty zysku” bardzo spłyca to, co ta polisa sobą reprezentuje. W rozumieniu klienta może wydawać się, że to ubezpieczenie ma im zapewnić tylko i wyłącznie zwrot nieosiągniętej marży po szkodzie.
Tymczasem to absolutna nieprawda. Celowo sam stosuję nazwę „ubezpieczenie przerwy w działalności”, bo uważam, że bezwzględnie tak to się powinno nazywać, jako bezpośrednie przełożenie business interruption z nomenklatury ubezpieczeń anglosaskich. Takie ubezpieczenie obejmuje, owszem, marże, ale także wszystkie koszty stałe i koszty dodatkowe, które dany klient ponosi w tym czasie. Ubezpieczenie dotyczy również kosztów stałych, które firma musi ponosić z tytułu np. długoterminowych umów najmu, umowy leasingu, odsetek, czy chociażby kosztów związanych z wynagrodzeniami.
Rozpatrując ten ostatni aspekt, nawet jeśli klient otrzyma od ubezpieczyciela pieniądze np. na odbudowę hali produkcyjnej, to cóż z tego, jeśli po roku budowy okaże się, że wszyscy pracownicy przeszli do konkurencji? Otrzymując wypłatę wyłącznie na naprawę szkody, przedsiębiorca będzie przecież zmuszony ciąć wynagrodzenia lub zwolnić część załogi.
Prawidłowo skonstruowane ubezpieczenie business interruption, czyli tzw. utraty zysku, będzie zawierało w sobie wszystkie koszty stałe, jakie klient ponosi w czasie przestoju, oraz koszty dodatkowe, np. związane z przeniesieniem produkcji do kooperanta, zorganizowaniem zastępczej hali, przeniesieniem maszyn, koszty nadgodzin, frachtów przyspieszonych i dopiero na samym końcu koszty utraconych zysków. W takiej kolejności powinniśmy na to patrzeć.
To koszty stałe są tutaj największym elementem, jaki jest ubezpieczany i tak powinna być konstruowana polisa. Tymczasem niefortunna nazwa, o której wspomniałem, sprawia, że polisa często jest zawierana wadliwie, bo np. broker nie wie, jak doradzić klientowi w zawarciu ubezpieczenia i w rezultacie jako sumę ubezpieczenia do ubezpieczyciela podaje wyłącznie potencjalny utracony zysk.
Jak prawidłowo ocenić ryzyko wystąpienia przerwy w działalności i jak oszacować jej koszty? W jaki sposób podchodzą do tego ubezpieczyciele?
Stosuje się dwie metody wyliczenia takiej sumy ubezpieczenia. Pierwszą jest wyliczanie sumy ubezpieczenia metodą różnicy. Polega na tym, że bierzemy pod uwagę całkowity przychód ubezpieczonego za zamknięty okres rozliczeniowy, na przykład ostatni rok. Następnie odejmujemy od tego koszty zmienne, które przedsiębiorca szacuje razem z brokerem czy specjalistą do spraw likwidacji szkód.
Weźmy na przykład firmę produkcyjną, której obrót w ciągu roku wyniósł, powiedzmy, 250 milionów. Wiemy, że koszt surowca to na przykład 90 milionów. Jest to koszt zmienny – tego kosztu klient nie będzie ponosił, jeżeli na przykład spaliłaby się hala. Aczkolwiek koszty stałe np. wynagrodzenie pracowników, powiedzmy, że 80 milionów, muszą już być ujęte w ramach sumy ubezpieczenia. Dodatkowe koszty związane z utrzymaniem działań marketingowych, utrzymaniem reszty infrastruktury, leasingów, kredytów, odsetek od kredytów i tak dalej – powiedzmy, że to kolejne 20 milionów. Do tego oczywiście finalny zysk na poziomie, załóżmy, 50 milionów. Zatem prawidłowo skonstruowana suma ubezpieczenia utraty zysku to 250 milionów całościowego obrotu minus 100 milionów kosztów zmiennych, które stanowią surowiec i zmienne koszty energii.
Niektórym klientom łatwiej jest policzyć sumę ubezpieczenia utraty zysku w odwrotną stronę, czyli metodą sumy. Dodajemy wówczas do siebie zysk końcowy oraz koszty stałe i dodatkowe, które dany przedsiębiorca ponosi lub ponieść by musiał przy chęci utrzymania obrotu na tym samym poziomie.
Ważne jest też, żeby przedsiębiorca razem z brokerem w sposób wyedukowany oszacowali maksymalny możliwy czas przestoju po szkodzie. Suma ubezpieczenia, którą wyliczymy, dotyczy bowiem perspektywy tzw. 12-miesięcznego okresu odszkodowawczego.
Jeżeli przedsiębiorca uważa, że będzie w stanie wznowić produkcję w ciągu 6 czy 9 miesięcy, to w tym momencie powinniśmy zastosować sumę policzoną dla 12 miesięcy zamkniętego okresu i proporcjonalnie ją zmniejszyć. Analogicznie w przypadku okresu przekraczającego rok. Ważne, że w kalkulacji sumy ubezpieczenia należy jeszcze uwzględnić czynniki takie jak tendencje na rynku, sezonowość oraz tendencje wzrostowe albo spadkowe przedsiębiorstwa, żeby móc dyskutować potem z ubezpieczycielem o faktycznej wartości utraconego zysku.
Spróbujmy przełożyć to na konkretne case study. Czy mógłby Pan podać przykłady sytuacji, w których ubezpieczenie utraty zysku pomogło znacząco przedsiębiorstwu?
Oczywiście, mogę podać przykład dealera samochodowego, u którego wystąpiła szkoda, która polegała na całkowicie prozaicznej awarii myjki ciśnieniowej. Wskutek awarii doszło do spalenia się myjki ciśnieniowej. Sama myjka ciśnieniowa to niewielki koszt dla przedsiębiorcy, około 25 tysięcy złotych. Jednakże opary, pochodzące z palącej się myjki, powędrowały umieszczonym w ścianie przewodem i okazały się na tyle gorące, że istniejąca tam instalacja elektryczna się stopiła.
Skutek był taki, że pożar myjki ciśnieniowej spowodował również konieczność wymiany całej instalacji elektrycznej. Co więcej, dealer samochodowy musiał wyłączyć tę przestrzeń serwisową na 8 tygodni. W związku z tym szkoda, w następie przerwy w działalności tego serwisu, finalnie urosła do kwoty blisko miliona złotych. Klient, nie posiadając ubezpieczenia business interruption, otrzymał wyłącznie odszkodowanie za wymianę myjki i naprawę ściany.
A jak wygląda rozpowszechnienie klauzul o przerwie w działalności? Czy to już zjawisko powszechne, czy wciąż nowość na naszym rynku ubezpieczeniowym?
Prawidłowo skonstruowane ubezpieczenia utraty zysku nie są powszechne. Statystyka wygląda tak, że wśród naszych klientów jeden na czterech decyduje się na zawarcie ubezpieczenia business interruption. Ogólnie na rynku jest gorzej, bowiem jedynie co ósmy ubezpieczony korzysta z takiego rozszerzenia.
Jest to kwestia bardziej edukacji niż pieniędzy. Rozszerzenie ubezpieczenia o business interruption nie jest wcale ekstremalnie drogie. Jeżeli broker potrafi dobrze negocjować cenę, to jest to kwestia kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie dodatkowej składki, co absolutnie nie jest ceną zaporową.
Kluczowe jest jednak uświadomienie klienta i oczywiście wiedza samego brokera, który powinien umieć ocenić, kiedy warto zastosować takie rozwiązanie.
Bartosz Osiadło – Doradca Zarządu dla Broker Consulting Partners Polska. W branży ubezpieczeniowej od 2008 roku. Posiada zdany egzamin brokerski. Prelegent na konferencjach branżowych. Ekspert merytoryczny w organizacjach biznesowych oraz związkowych.
Last Updated on 28 marca, 2025 by Anastazja Lach