Potrzebujemy zgody i zaufania. Rozmowa z Adamem Krzanowskim Prezesem i współzałożycielem firmy Nowy Styl

Dzisiejszy Nowy Styl to nie bracia Krzanowscy, ale zespół świetnych fachowców, których przekonaliśmy do naszych ambitnych planów. Udało nam się to, ponieważ zawsze mieliśmy z Jurkiem dar zjednywania sobie ludzi – o tajemnicach sukcesu Nowego Stylu, europejskiego lidera w branży wyposażania biur, opowiada Adam Krzanowski, prezes i współzałożyciel firmy w rozmowie z prezes Executive Club, Beatą Radomską.

BR:  Swoją pierwszą pracę zorganizowałeś sobie sam, na przełomie podstawówki i szkoły średniej. Przypomnisz, co to było?

Wraz z bratem Jurkiem urządziliśmy w łazience ciemnię fotograficzną. Wywoływaliśmy tam zdjęcia robione podczas imprez szkolnych. Koleżanki i koledzy mogli je od nas kupić. Pewnego dnia odwiedził nas wujek, który pracował jako rzeczoznawca w PZU. Wyceniał szkody komunikacyjne i potrzebował dokumentacji. Gdy zobaczył naszą ciemnię, zaproponował, że będzie nam płacił złotówkę od zdjęcia. Fotografie czekały na niego następnego dnia. Zarobiliśmy w ten sposób na bardziej profesjonalny sprzęt. Do roku 1992, kiedy jako dwudziestoparolatkowie założyliśmy wspólnie Nowy Styl, mieliśmy jeszcze kilka przygód zawodowych. Każda kolejna była coraz poważniejsza, a my stawaliśmy się coraz bardziej odpowiedzialni. Dzięki temu bardzo szybko wiedzieliśmy, co chcemy w życiu robić.

BR: Myśleliście od razu o produkcji krzeseł?

Byliśmy pewni, że chcemy mieć własną firmę. Z takim zamiarem wyjechaliśmy za granicę: ja poleciałem do USA, a Jurek do Izraela. Mieliśmy jeden cel – zarobić na uruchomienie naszego biznesu. Los sprawił, że trafiłem do firmy Wythe na nowojorskim Brooklynie, która montowała krzesła. Jej właścicielem był Henry Stern. Henry odegrał w naszych dalszych losach bardzo ważną rolę. Nauczył mnie, jak funkcjonuje tego rodzaju biznes, a jednocześnie był moim autorytetem jako szef.

BR: Jakbyś go opisał?

Czułem, że jest szczery we wszystkim, co robił.

BR: Tylko tyle?

Aż tyle. Jego największą zaletą była właśnie normalność i ludzkie odruchy. Starał się pomóc każdemu i w każdej sytuacji, nie kalkulował, czy mu się to opłaci. Mnie zapraszał na kolacje do swojego domu, bo wiedział, że jestem daleko od rodziny i po prostu mnie lubił. I również nie było w tym żadnego celu. Potem bardzo nam pomógł w rozkręceniu firmy, w którą sam zresztą zainwestował. Wielu osobom pomysł włożenia wszystkich ciężko zarobionych pieniędzy w nieznany w Polsce biznes, do tego w czasach, gdy nasz kapitalizm stawiał dopiero pierwsze kroki, wydawał się szaleństwem. Jemu – nie. Widział naszą determinację i to mu wystarczyło, żeby w nas uwierzyć.

BR: A co było najtrudniejsze w początkach Waszej działalności?

Pierwsze chwile Nowego Stylu nie odcisnęły na mnie wielkiego piętna. Albo dlatego, że byliśmy młodzi i pełni zapału, który pomagał pokonywać trudności, albo z powodu niemal trzydziestu lat, które upłynęły od tamtego momentu, więc siłą rzeczy patrzę na wszystko z dystansem. Na pewno wyzwaniem była organizacja własnej produkcji, bo o ile ramy do krzeseł importowaliśmy z Włoch, tak siedziska wykonywaliśmy w naszym zakładzie. Poza tym uczyliśmy się mnóstwa bieżących spraw: jak dobierać współpracowników i ich przeszkolić, jak księgować sprzedaż, czy jak rozliczać się z podatków.

BR: Na początku lat dziewięćdziesiątych powstało całe mnóstwo firm. Z tego okresu przetrwało ich jednak niewiele, a jeszcze mniej osiągnęło globalny sukces. Jedną z nich jest Nowy Styl. Jak tego dokonaliście?

Ważna była determinacja, o której już wspomniałem – obraliśmy sobie cel i konsekwentnie do niego dążyliśmy. Nie osiągnęlibyśmy go jednak bez odwagi. Ona przydawała się wówczas, gdy musieliśmy podjąć decyzje, które warunkowały nasz dalszy rozwój. Przykładem może być bardzo szybkie wyjście ze sprzedażą poza granice kraju, najpierw na wschód, a niedługo potem na zachód. Ten moment był kluczowy. Wiele firm, które świetnie radziły sobie na rodzimym rynku, nie zdecydowało się na następny krok. A jeśli nawet wyszły za granicę, to w postaci klasycznego eksportu, który nas nigdy nie interesował. Chcieliśmy kontrolować sprzedaż, dlatego początkowo tworzyliśmy spółki joint venture, aby nauczyć się lokalnego rynku, a za jakiś czas rozkręcaliśmy działalność pod własnym szyldem lub poprzez zakupione spółki. Z kolei firmy, które się zatrzymały, z czasem zaczęły się kurczyć. Były też takie, których właściciele skonsumowali od razu swój sukces, wybudowali wille i kupili luksusowe samochody. My cały czas inwestowaliśmy.

Nie wszystkie nasze decyzje były jednak słuszne. Obecnie każdy nasz plan analizujemy w szerokim gronie specjalistów, natomiast na początku działaliśmy bardziej intuicyjne, co obarczone było większym ryzykiem popełnienia błędu. Ale nawet jeśli się na czymś potknęliśmy, to razem z Jurkiem szybko wyciągaliśmy wnioski. I cały czas chcieliśmy się uczyć nowych rzeczy. To zresztą zostało nam do teraz, bo my wciąż się uczymy. Nazywamy tę cechę pokorą i traktujemy ją jako jedną z czterech najważniejszych wartości, na których opiera się Nowy Styl.

BR: A jakie są pozostałe trzy?

Uczciwość, ambicja i tolerancja. Wybraliśmy te, które najlepiej opisywały naszą wizję prowadzenia biznesu, ale także postawę życiową. Z wartościami jest jednak tak, że o wiele ważniejsze niż ich nazwy powinno być to, aby nie pozostały wyłącznie ładnymi hasłami. Możesz wypisać całą listę cnót, ale jeśli twoi współpracownicy, partnerzy czy klienci zobaczą, że nie przestrzegasz choćby jednej, to w ich oczach jesteś spalony.

BR: Porozmawiajmy chwilę o przywództwie. Czujesz się liderem Nowego Stylu?

Uważam że zarówno ja, jak i Jurek, zawsze mieliśmy umiejętność zjednywania sobie ludzi. Ufali nam, a my przekazywaliśmy im nasz entuzjazm i zapał, dlatego całym sercem angażowali się w kolejne przedsięwzięcia. Dzięki temu rośliśmy jako firma i poszerzaliśmy grono świetnych fachowców. Z czasem naszą główną rolą stało się zapewnienie im odpowiednich warunków do rozwoju swojego talentu i umiejętności. Dzisiejszy Nowy Styl to zespół, a nie bracia Krzanowscy. Na tym polega tajemnica działania tak dużej organizacji jak nasza.

BR: Niemniej w trudnych chwilach to przede wszystkim na właścicieli firmy spada odpowiedzialność za podjęte decyzje, bo to ich najbardziej kojarzą pracownicy i opinia publiczna. Mieliście takie trudne momenty?

Pamiętam trzy i każdy z nich dotyczył kryzysu gospodarczego. Pierwszy wydarzył się w 1997 roku w Rosji, gdzie mieliśmy wówczas trzydzieści procent naszej sprzedaży. Na szczęście dość szybko sytuacja się ustabilizowała. Kolejny to pamiętny rok 2008 i globalny krach. Musieliśmy zwolnić około tysiąca osób. Zrobiliśmy to z ciężkim sercem, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że dla rodziny każdego z tych pracowników oznacza to dramat. Ale nie było innego wyjścia. W takim momencie rozum musi wygrać z emocjami, a on mówił nam, że potrzebujemy odchudzić firmę, aby w pierwszej kolejności przetrwała, a w przyszłości, gdy sytuacja się unormuje, mogła szybko nabrać rozpędu. To była dobra decyzja. Po kilku miesiącach zrobiło się spokojniej i ponownie zatrudnialiśmy. A trzeci to początek obecnej sytuacji, przełom marca i kwietnia, gdy nikt nie miał pojęcia, co się stanie, bo nikt na taką sytuację nie był przygotowany.

BR: Jakie wnioski nasuwają Ci się po kilku miesiącach życia w pandemii? Pokusisz się o prognozy dla polskiej gospodarki i Waszej branży na najbliższe miesiące? 

Na wiosnę wydawało się, że czeka nas katastrofa. Początek pandemii był rzeczywiście bardzo ciężki. Dopiero pod koniec czerwca zaczęła spływać większa ilość zamówień i dzięki temu na przełomie lipca i sierpnia sytuacja się poprawiła. Niepokój wrócił wraz drugą falą, która jest o wiele potężniejsza niż pierwsza, i dzisiaj można mówić co najwyżej o scenariuszach na przyszłość. Wszystko zależeć będzie m.in. od tego, czy naukowcom uda się wynaleźć szczepionkę, która powstrzyma pandemię. Do tego czasu będziemy żyć w stanie zawieszenia. Tak już jest, że firmy z niektórych branży będą na kryzysie robić fortuny, a z innych niestety upadną. My jesteśmy mniej więcej po środku, bo z jednej strony praca w biurach została ograniczona i wielu klientów wstrzymało się z inwestycjami, ale z drugiej na każdym dotychczasowym krachu zyskiwaliśmy udziały w rynku. W ustabilizowanej sytuacji młodym firmom, a my w skali międzynarodowej nadal taką jesteśmy, niezwykle ciężko jest przejąć klientów, którzy współpracują z kimś od lat. Ale gdy zaczyna się dziać coś niedobrego, klienci szukają oszczędności i analizują umowy. Przyglądają się, czy ktoś inny jest w stanie dać im korzystniejsze warunki, np. zapewnić lepszą jakość lub więcej w tej samej cenie. I tu jest właśnie szansa dla nas, którą jak dotąd wykorzystywaliśmy. Nie łudzę się oczywiście, że zwiększymy sprzedaż, ale jesteśmy w stanie urosnąć, tracąc o wiele mniej niż konkurencja.

BR: Czy jest coś, co pomogłoby polskim firmom przetrwać ten trudny czas?

Zgoda, której brakuje nam od dłuższego czasu, a teraz szczególnie. Z niepokojem patrzę na to, jak podział naszego społeczeństwa coraz bardziej się pogłębia. Polaryzacji sprzyja konflikt partii politycznych. One zawsze różniły się od siebie programowo i światopoglądowo, ale teraz różnią się we wszystkim i cokolwiek zrobi druga strona jest już na wstępie całkowicie złe. Budujemy dzisiaj między nami coraz wyższe mury i żadnych mostów. Co gorsze, palimy nawet te mosty, które przez lata wspólnie stworzyliśmy. Te polskie wojenki przekładają się nie tylko na atmosferę w kraju – na relacje między ludźmi, na przyklejanie sobie łatek, nieufność, a w skrajnych przypadkach nawet na agresję – ale wywierają również olbrzymi wpływa na wizerunek Polski za granicą. I tu jest wspólny mianownik z gospodarką. W przypadku takiej firmy jak Nowy Styl, która ma prawie dziewięćdziesiąt procent sprzedaży poza Polską, działa to tak, że każda rozmowa z naszymi zagranicznymi klientami i partnerami zaczyna się od pytań o nasze konflikty wewnętrzne. O ile lepszy klimat zyskalibyśmy na wstępie, gdybyśmy zaczynali spotkania od podzielenia się dobrymi wieściami.

BR: A w szerszym kontekście? W jaki sposób władze i administracja mogą Wam pomóc w codziennym funkcjonowaniu?

Oczekiwałbym od nich przede wszystkim większego zaufania. Czasami odnoszę wrażenie, że jesteśmy przez urzędników z założenia traktowani jako potencjalni kombinatorzy, a poza naprawdę niewielkim marginesem nieuczciwych osób, który występuje w każdym środowisku, przedsiębiorcy to ludzie, którzy ciężko pracują i sumiennie rozliczają się ze wszelkich zobowiązań wobec państwa.

BR: Opowiadałeś, że kryzys może być dla Was szansą. Recesja nie jest więc najgorszą rzeczą, której się obawiasz. Jakie przeszkody byłyby o wiele trudniejsze do pokonania?

Przychodzą mi do głowy dwie. Pierwsza to zdarzenia losowe. Kilka lat temu przytrafił nam się pożar w jednej z fabryk. Szczęśliwie nikt nie ucierpiał, natomiast część zakładu została wyłączona z działania.Wobec takiej sytuacji jesteś po prostu bezsilny. Wszystko, co możesz zrobić, to działać prewencyjnie, dlatego nieustannie rozwijamy w Nowym Stylu kulturę bezpieczeństwa. Z kolei druga to wyjście Polski z Unii Europejskiej. Według mnie jakakolwiek forma „polexitu” oznaczałaby katastrofę dla wielu rodzimych przedsiębiorstw. Nowy Styl jest namacalnym dowodem na to, że dzięki obecności we Wspólnocie zyskaliśmy dogodne warunki do szybkiego wzrostu. Działalność zagraniczna stała się swobodniejsza i mogliśmy np. o wiele łatwiej dokonywać akwizycji.

BR: Mówiliśmy już o początkach Waszej firmy oraz o aktualnej sytuacji. Wybiegnijmy nieco w przyszłość. Jakie czynniki w największym stopniu kształtować będą biznes?

Kompletnie zmienił się sposób, w jaki pozyskujemy informacje. Tradycyjne media mają coraz mniejszy wpływ na nasze życie. Internet w szerokim rozumieniu już dobrych kilkanaście lat temu stał się podstawowym narzędziem docierania do ludzi, a teraz weszliśmy w erę mediów społecznościowych. I jestem przekonany, że ten trend będzie się umacniał. Firmy muszą się odnaleźć w nowych realiach i dopasować do nich strategie sprzedaży, marketingu i komunikacji. Dotyczy to w równym stopniu firm z sektora B2C jak i B2B. Dzięki mediom społecznościowym ta granica w pewnym stopniu się zresztą zaciera.

Muszę też powiedzieć o zrównoważonym rozwoju. Świat w takim kształcie, jak znamy, ten który skupiony na rozwoju nie zastanawiał się nad tym, w jakim stopniu wykorzystuje zasoby Ziemi, doszedł do krawędzi. Zmiany klimatyczne i katastrofalne skutki, które wywołują, to nie fantastyka, ale rzeczywistość. Wynika z tego paląca potrzeba zdefiniowania na nowo odpowiedzialności firm. Nie wystarczy już wsparcie finansowe dla wybranych inicjatyw, ale systemowe podejście m.in. cyklu życia produktów, ich wpływu na środowisko czy redukcji emisji dwutlenku węgla. W Nowym Stylu od kilku lat kładziemy coraz większy nacisk na te aspekty naszej działalności. Jeśli nie będziemy o tym myśleć na co dzień, możemy się obudzić pewnego dnia i zdać sobie sprawę, że jest już za późno. To ostatni dzwonek. 

BR: Czyli media społecznościowe i zrównoważony rozwój, a nie nowoczesna technologia lub sztuczna inteligencja?

Zdobycze technologiczne zawsze odgrywać będą ważną rolę, bo usprawniają naszą pracę i życie codzienne. Ale nie wyręczą nas we wszystkim. Praca kreatywna jeszcze długo będzie naszą domeną, a wynalazki mogą ją jedynie wspierać.

BR: Nie zastąpią też relaksu i odpoczynku, bo o nie musisz zadbać samemu. W jaki sposób regenerujesz siły?

Dwa razy w tygodniu gram w tenisa. Koncentruję się wtedy tylko na grze i kompletnie odcinam się od spraw firmowych. To oczyszcza myśli, a resztę robi wysiłek fizyczny. Ogromną frajdę sprawiają mi także podróże. Przyjemność zaczyna się już na etapie ich organizowania, gdy czytam o danym kraju lub regionie i układam plan wyjazdu, dlatego  nigdy nie zlecam tego żadnej agencji. Perspektywa urlopu daje mi zastrzyk energii i strasznie brakuje mi jej w obecnej sytuacji. Mam natomiast więcej czasu, aby nadrobić zaległości czytelnicze, ponieważ jako umysł ścisły w młodości nie ciągnęło mnie do lektur.

BR: Po jaką książkę ostatnio sięgnąłeś?

Tak naprawdę słucham audiobooków. Ostatnio słuchałem „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa oraz „1984” Orwella. Natomiast z pozycji biznesowych gorąco polecam „Co będzie miarą twojego życia?” Claytona Christensena. Przeczytać ją powinna każda osoba, która czuje, że kariera zaczyna przysłaniać jej to, co w życiu najważniejsze.

BR: A co jest w życiu najważniejsze?

Rodzina i zdrowie.

Last Updated on 23 marca, 2021 by Karolina Ampulska

Udostępnij
KATEGORIA